Utrata możliwości bezpośredniego transmitowania głosu wynika z odbioru coraz bardziej pokawałkowanego świata, doznawanego w enigmatycznych, dotkliwie znikliwych fragmentach, dlatego też w Cudzych pieśniach Grzegorza Marcinkowskiego, właściwie w każdym wierszu, poruszamy się w sferze niedocieczonych rozpoznań, ledwo uchylonych kulis absorbujących autora sytuacji lub stanów, natrafiając na ścieśnione oznajmienia, które tylko sugerują – jak ma to miejsce w kapitalnym rozdziale O wypadkach -co dany wgląd konkretnie może nam przynieść w swej momentalności przedstawienia, wikłającego się w daremnej i, na swój sposób, tragicznej komunikacji z drugim. Taki krój poetyckiego głosu bardziej mrowi niż pokazuje. Dlatego Marcinkowski odrzuca mielizny realistycznego uwidocznienia, koncentrując się na dłuższych lub krótszych, ale zawsze rozstrajających, relacjach z doświadczania niewiadomego. Rodzaj autorskiego signum wywodzi się z konieczności wyławiania ukrytych znaczeń za pomocą języka – kodującego częstokroć pleniący się sens w metaforycznym układzie - który dobywa ich mocno sfatygowaną postać, czyniąc zeń szereg ruchliwych wyjawień. Spiętrza się przez to tok samej wypowiedzi, co wiąże się z potrzebą prędkich zmian planów akcji wywiedzionych z ostrych kątów załamującej się raz po raz narracji albowiem Trop na powierzchni, reszta się wyjaśni/ Resztanastąpi, gdy wysiedzisz zmrok. Dzięki temu cudze staje się bardziej oswojone, nie tracąc nic ze swego złowieszczego charakteru, i daje się przeto odczytać jako suma własnych zmagań z bezwładem obcości, gdyż kołowacieje cisza, a ten co mnie szuka, wwierca się w śpiew.
Maciej Melecki